Niezbyt hojna jak dotąd jest dla naszej szerokości geograficznej tegoroczna zima. Śniegu jak na lekarstwo. Tylko na terenach dość wyraźnie już pofałdowanych ciut bardziej biało…
Słowacja, styczeń 2020.
Niezbyt hojna jak dotąd jest dla naszej szerokości geograficznej tegoroczna zima. Śniegu jak na lekarstwo. Tylko na terenach dość wyraźnie już pofałdowanych ciut bardziej biało…
Słowacja, styczeń 2020.
Kolejny już raz zimowy sezon na poważnie inaugurujemy na szlakach jednego z naszych ulubionych o tej porze roku górskich pasm. Na początku stycznia na głównej grani słowackiej Małej Fatry może troszkę brakowało słońca, ale i tak na pogodę, a zwłaszcza warunki śniegowe nie mogliśmy narzekać. Biało, estetycznie, cicho, nietłumnie, pięknie. Oczywiście przywieźliśmy sobie na pamiątkę troszkę zdjęć. Poniżej pierwsza ich część.
Styczeń 2020.
To były dobre dni. Małej Fatrze za jej tradycyjną gościnność kłaniamy się nisko, ale specjalne podziękowania kierujemy również w stronę współorganizatorki naszego styczniowego wyjazdu za południową granicę – hojnej jak mało kiedy zimie, która nie szczędziła nam ani odrobiny swojego bogactwa. Był siarczysty mróz, ale i momenty ciepła, były porywiste podmuchy, ale i przyjemne godziny, gdy wiatr udawał się na odpoczynek, było trochę chmur, ale też sporo błękitnego nieba, było słońce i przede wszystkim ogrom świeżego, bielutkiego śniegu.
Styczeń 2019.
W tak estetycznej scenerii, przy tak sprzyjającej, motywującej do działania aurze wejście na szczyt jawi się zawsze jako „psi obowiązek” ;)
Styczeń 2019.
Solidnie już stęsknieni za bielą zimy ruszyliśmy niedawno w stronę słowackiej Małej Fatry, by na jej głównej grani, z dala od codziennego zgiełku posłuchać, jak pada śnieg. Urodziła się z tego całkiem owocna, przyjemnie męcząca przygoda, która swoją kulminację osiągnęła na nieznanym nam dotychczas Małym Krywaniu. Poniżej skromna galeria – trochę portretów z drogi i kilka zimowych panoram.
Słowacja 2018.
Dawno nie byliśmy razem zimą w górach. Tak się niestety złożyło, że dwa ostatnie „białe sezony” w całości skradły nam problemy zdrowotne. I choć kontuzje ciągle nie pozwalają o sobie zapomnieć, a naszym kończynom daleko do optymalnej formy, postanawiamy zacisnąć zęby i uprzedzając Nowy Rok zakończyć tą zbyt długo trwającą już rozłąkę. Wybór dość spontanicznie pada na dobrze nam znaną Małą Fatrę. Bez zwłoki pakujemy graty i ruszamy. Na rozciągniętej między Wielkim Krywaniem a Wielkim Rozsutcem grani cieszymy się zimowym słońcem, intensywnie odczuwalnym mrozem, obficie ośnieżonymi szlakami, wspaniałymi panoramami, a przede wszystkim swoim towarzystwem. I takim oto sposobem pogodnie żegnamy mocno niesforny rok dwutysięczny szesnasty.
Słowacja 2016.
… czyli jeszcze kilka listopadowych, fatrzańskich ujęć.
Wielki Rozsutec (Veľký Rozsutec, Wielki Rozsudziec) to dopiero piąty pod względem wysokości (1610 m n.p.m.), ale za to zdecydowanie najbardziej charakterystyczny i bez wątpienia najpiękniejszy ze szczytów Małej Fatry. Wybitny, skalisty, obmurowany wapieniem i dolomitem, rozpoznawalny nawet z odległości kilkudziesięciu kilometrów. Stosunkowo łatwo dostępny, zwłaszcza z okolic wsi Terchovej, skąd przeciętnemu piechurowi droga na wierzchołek i z powrotem nie powinna zająć więcej niż 4,5-5 godzin.
Słowacja 2014.