The Walk…

… czyli pierwszy w tym roku, krótki, ale za to prawdziwie zimowy spacer z aparatem.

 

Tychy 2019.

Robótki Barbary vol. 3

Nieczęsto dzielę się zdjęciami swoich udziergów, co absolutnie nie znaczy, że z jakichś niewyjaśnionych powodów dziewiarski fach porzuciłam. Wręcz przeciwnie, wraz z upływem czasu kolejne motki włóczek znikają coraz szybciej. Nie wszystko zawsze się udaje, ale akurat chusty własnej produkcji noszę dumnie :)

Poniżej trzy przykłady: „Lost in time” (projekt Mijo Crochet), „Ozella” (płatny wzór dostępny tutaj) oraz „Shawl for Rachel” (autor Hilda Steyn).

Lost in time

 

Ozella

 

Shawl for Rachel

Pierwszy raz w skałach

Sześcioletni Marcel, mocno dopingowany przez swoich rodziców, trzymiesięcznego braciszka Miłosza, ciocię Basię i wujka Jakuba, przeżył niedawno na jurajskich wapieniach swój skałkowy pierwszy raz. Wydawał się z tego powodu całkiem zadowolony :)

Rodzinny wypad do Rzędkowic, sierpień 2017.

Robótki Barbary vol. 2

Zachęcona zaskakująco pozytywnym, mile łechcącym ego i motywującym do dalszego działania odzewem na niedawny wpis prezentujący moje wczesne robótkowe próby, postanowiłam podzielić się z dziewiarską i pozadziewiarską społecznością jeszcze kilkoma ukończonymi jakiś czas temu projektami. Zwłaszcza, że słonko rozgoniło na moment jesienną szarzyznę stwarzając w miarę sympatyczne warunki do fotografowania. Poniżej: „szydełkowa spódnica maxi” (pomysł i tutorial – Szkoła szydełkowania, włóczka Alize Bodrum), „swetroponczo” (sposób podpatrzony tutaj, włóczka Andes Drops), „zimowy ogoniasty” (projekt Intensywnie Kreatywna, włóczka Big Delight Drops) i dwie fikuśne czapy jako dodatek. Oczywiście wszelkie uwagi i komentarze, również te krytyczne, mile widziane :)

Robótki Barbary

Jakub: Każdy ma swoje, mniej lub bardziej sensowne, metody odpoczynku, relaksu. Basia, przykładowo, kiedy chce trochę odsapnąć od zawodowych znojów, powszednich trosk, ludzi, albo ciężaru mojej skromnej osoby, bierze do rąk włóczkę, druty i szydełko. A że tych trosk i znojów jest całkiem sporo, a i ja bywam chyba bytem coraz bardziej męczącym, temat dziewiarskich robótek stał się jedną z istotnych składowych krajobrazu naszej codzienności. Nie mniej zauważalnym niż przykładowo praca, muzyka, literatura czy podróżnicze przygody. Stąd też pomysł, by tą aktywność zaakcentować w naszym internetowym albumie. Poniżej skromna galeria – w jednej osobie modelka i autorka oraz jej bardzo wczesne, ale moim zdaniem zdradzające całkiem spory potencjał dzieła ;)

Barbara: „Dziełami” nazwać moich prób chyba jeszcze niestety nie można, ale przyznaję że kilkanaście miesięcy uczciwego, dziewiarskiego treningu pewne efekty przyniosło. W zmajstrowanych samemu szalach, chustach, swetrach czy sukienkach nie tylko nie wstydzę się już pokazać, ale czuję się w nich zaskakująco dobrze, wygodnie. Za namową bardzo dzielnie znoszącego wszelkie moje okołorobótkowe emocje Jakuba, zgodziłam się część projektów zaprezentować. Poniżej kilka młodszych i starszych prób, z których jestem całkiem zadowolona. Mam nadzieję, że wraz z upływem czasu podobnych zdjęć w naszym albumie będzie przybywać. O ile tylko na trudnej, pełnej pułapek i niebezpieczeństw, dziewiarskiej drodze starczy mi sił oraz cierpliwości. Zwłaszcza cierpliwości, bo to zdecydowanie ona jest w tym fachu kluczem :)

Urodziny drugie

Na kartce kalendarza szósty dzień lipca, czyli mamy dzisiaj mały jubileusz. Trochę to wszystko zaskakujące. Pamiętamy przecież całkiem dobrze jak dokładnie rok temu „świętowaliśmy” pierwsze urodziny naszego internetowego albumu („Wpis jubileuszowy”), a tu się nagle okazuje, że minęło kolejnych dwanaście miesięcy. Niebywałe. Niepokojące.

Czy coś się u nas przez ten ostatni rok zmieniło? Wbrew pozorom sporo. Zmienił się świat, zmieniły się nasze z nim relacje, zmieniły się nasze poglądy i oceny. Przybyło nam trochę zmarszczek, siwych włosów, wrogów. Ubyło przyjaciół, wiary w ludzi, chrząstki stawowej w kolanach oraz czasu, który mamy przed sobą. Dalej dużo podróżujemy, ale z powodu dolegliwości zdrowotnych nie często bywamy już na wysokościach. Dlatego zdjęcia jak to zamieszczone poniżej stają się niestety w naszym albumie rzadkością. Tym chętniej je dziś publikujemy. Aktualnie radość w nas rośnie, bo niedługo znów pakujemy plecaki i z otwartymi na oścież receptorami wyruszamy w drogę. Starsi o rok, trochę zużyci, ale wciąż głęboko wżyci w siebie. I to jest chyba najważniejsze.

A na koniec trochę jubileuszowych podsumowań. W ostatnich 12 miesiącach:

Lipiec 2016.

Powrót do przeszłości

Znowu wzięło nas na wspominki. Zdjęcia może nie rewelacyjne, ale co tam, upubliczniamy. Tak się prezentowaliśmy 11 lat temu. Pojezierze Brodnickie i burzowe Tatry. Rok 2005. Bardzo się zestarzeliśmy?

P.S. Rozczula nas zwłaszcza fotka ze Zbiczna z podwójną „łyżeczką” w namiocie – w rolach głównych Basia, Jakub i śp. kundel-kumpel Ozi :)

Z Maroka listy do B.

Od prawie dwunastu lat wspólnie poznajemy świat. „Wspólnie” jest tu słowem kluczowym. Jeśli już bowiem wyruszamy w drogę to bezwzględnie razem. W zasadzie był od tej nieformalnej zasady tylko jeden mały wyjątek. A to dlatego, że w 2010 roku męski ułamek naszego dwuosobowego zespołu przelał na papier kilka wspomnień z Nepalu, za co zupełnie dla siebie nieoczekiwanie został przez jurorów National Geographic nagrodzony tygodniowym trekkingiem na najwyższy szczyt Atlasu – Jebel Toubkal (4167 m n.p.m.). Poniższe zapiski (opublikowane kiedyś w miesięczniku Libertas) są świadectwem tej trochę dziwnej, zaskakującej, zabarwionej tęsknotą marokańskiej wyprawy.

Z Maroka listy do B.

28.08.2010

Moja Druga Połowo.

W Maroku wylądowałem bezpiecznie (tak jak Ci obiecywałem) zaledwie 30 godzin temu (u nas ranek, dochodzi siódma), a czuję się jakby nasza rozłąka trwała już dobre dwa tygodnie. To pewnie przez tą kumulację zdarzeń. Najpierw wyjazd do Warszawy, pożegnanie z Tobą, potem pierwszy kontakt z Anią, Basią, Beatą, Kasią, Sonią, Grzegorzem i Jarkiem – pozostałymi uczestnikami tej niespodziewanej „wyprawy”, i wspólny z nimi lot przez Casablankę do Marrakeszu, w końcu pierwsze chwile spędzone w „Czerwonym Mieście”. Trochę tego dużo jak na niespełna dwie doby. Jestem odrobinę zmęczony. Nie tylko dość napiętym planem tej pierwszej w moim dorosłym życiu niesamodzielnie przygotowanej przygody, ale dodatkowo panującą tu pogodą. Wczoraj termometr wskazywał 45 stopni! W cieniu! Kto, do cholery, wpadł na pomysł, żeby wyprawę do Maroka planować na koniec sierpnia? Nie mam pojęcia. Chodzę półprzytomny.

Czytaj dalej