Sant’Andrea, znaczy raj

Trudno powiedzieć, co dokładnie kazało nam przyjechać do Sant’Andrea. Przypadek? Szczęśliwy traf? Intuicja? Nie wiadomo. Pewnym jest tylko to, że pomysł, by na kilka październikowych dni ten nadmorski zakątek okrzyknąć domem okazał się strzałem w dziesiątkę. A trzeba podkreślić, że chociaż niewiele jest na Elbie miejsc równie magicznych, Sant’Andrea dla większości osób przybywających na wyspę ciągle nie jest kierunkiem oczywistym. Pierwszeństwo niemal zawsze mają reklamowane głośno Portoferraio, Porto Azzurro, Marciana, Marina di Campo, Cavoli czy tez Fetovaia. I bardzo dobrze. Dzięki temu, że nie ciągną tu tłumy, mała nadmorska wioska wciąż zachowuje swój subtelny urok.

W Sant’Andrea naprawdę nietrudno poczuć się dobrze. Aura w październiku jest przewidywalna i hojna. Błękitną płachtę nieba rzadko przesłania jakikolwiek opar, a wiatr lubi spać do późna. Poranki są ciche i leniwe – typowe dla śródziemnomorskiego świata. Sygnał do śniadania daje zwykle słońce, gdy między bryły domów zaczyna wlewać strumienie miękkiego światła. Ogrody oraz balkony szybko wypełniają aromaty świeżo parzonej kawy i słodkości. Jesienny chłód miło liże odsłonięte stopy. W koronach drzew intensywnie stroi się do swych symfonii ptactwo. Ołtarze przyrody w milczeniu oczekują gości.

Środek dnia najlepiej spędzić nad morzem. Plaża w Sant’Andrea jest wąska i niezbyt długa, ale urocza. Między pomarańczowawe skały łaskawa natura wcisnęła niewielką zatoczkę i wyłożyła brzeg wygodnym dywanem jasnego piasku. Po sezonie nie spotkamy tu wielu ludzi. Może kilka młodych ciał bezwstydnie spółkujących ze słońcem, może jakąś grupkę uszczęśliwionych kontaktem z wodą dzieciaków, może kilku staruszków z kontynentu cieszących się tu swoją emeryturą. Kąpielisko wielu nazwałoby idealnym. Nie jest co prawda, jak lubimy najbardziej, dzikie, ale całe zaplecze zorganizowano z należytym umiarem. Krajobrazu nie przeładowano nadmiarem parasolek i leżaków. Kilka metrów od brzegu furkoczą na wietrze banery dwóch przytulnych knajpek. Jedzenie jest tu wyśmienite. Nie ma wątpliwości, że nawet najbardziej wymagające podniebienia poczują się w Sant’Andrea szczęśliwe.

Popołudniami wioska odpoczywa od upału w chłodnym cieniu rzucanym przez masyw Monte Capanne. Plaża całkiem pustoszeje. Wtajemniczeni nie uciekają jednak do swoich apartamentów i hotelów, lecz obierają kierunek na Capo Sant’Andrea, by w porę zająć na skalistych trybunach wygodne miejsce. Czas na codzienne przedstawienie. Przez kilka kwadransów publikę hipnotyzują najpierw fale miotające się dziko w zatoczkach klifu, a następnie festiwal kolorów żegnający zmęczone całodzienną harówką słońce. Spektakl się kończy, gdy na ogorzałych twarzach gasną ostanie światła. Wszyscy zgodnie ruszają na kolację. W knajpkach już czuć zapach owoców morza, pizzy, risotta i pasty.  Chłodzą się lekkie, przyjemnie owocowe wina. Upojna biesiada potrwa do późna. O lepsze zwieńczenie udanego dnia naprawdę trudno.

Włochy 2016.

Capoliveri – wizytówka toskańskiej Elby

Wygrzewające się w ostrym śródziemnomorskim słońcu na zboczach Monte Calamita, od wieków wpatrujące się w morze, trochę senne i leniwe Capoliveri to chyba najbardziej toskańskie z elbańskich miasteczek. Wystarczy spojrzeć na położenie, zabudowę, architekturę oraz szeroko rozumianą atmosferę. Nic więc dziwnego, że poczuliśmy tam to samo co w Pizie, Pitigliano czy Sienie – od pierwszego wejrzenia szybko wzrastało w nas zauroczenie.

Włochy 2016.

Portoferraio – pastelowa stolica Elby

Krajobraz raczej typowy dla śródziemnomorskich osiedli: urokliwa marina, masywne mury obronne, tarasowo ułożona starówka, liczne, pnące się między zabytkowymi budynkami schody, trochę nadgryzione przez czas, pastelowe tynki, zielone okiennice, wszechobecne sznury z suszącym się praniem, urokliwe skwery i zaułki. Portoferraio – dwunastotysięczna stolica toskańskiej Elby. Kiedyś odstraszający najeźdźców port-forteca, dzisiaj barwne, żywe, niezwykle gościnne dla turystów miasto słońca i morza.

Włochy 2016.

Joga w Pareti

Spotykamy nieraz na swojej drodze miejsca niepozorne, nieśmiałe, introwertyczne, których prawdziwe walory dostrzec można tylko i wyłącznie w specyficznych warunkach albo dopiero wtedy, gdy się do nich podejdzie z odpowiednią cierpliwością, poświęci się im odpowiednią ilość czasu, odpowiednią ilość uwagi. Tegorocznym przykładem jest Pareti. Ulokowane na południowym brzegu toskańskiej Elby osiedle na pierwszy rzut oka nie ma się czym specjalnie pochwalić. Plaża nie jest tu tak biała jak choćby w Cavoli, piasek nie tak drobny jak w wielu innych miejscach na wyspie, woda jakby mniej lazurowa, ciemniejsza, bardziej mroczna, przyroda nie rzuca swoim rozmachem na kolana, mało oryginalna zabudowa zdaje się mieć lata swojej świetności dawno za sobą. Nic więc dziwnego, że kiedy zjawiliśmy się w Pareti pierwszy raz, a był to dzień, w którym dodatkowo nie dopisywały nam ani warunki meteorologiczne ani pogoda ducha, byliśmy wyraźnie rozczarowani. No ale pora była późna, o tanią bazę noclegową wcale w okolicy niełatwo, więc postanowiliśmy zostać na próbę. Potem było już tylko lepiej. Posezonowe Pareti okazało się cudnie cichą, spokojną i prawie bezludną oazą, z której mogliśmy bez trudu, w ciągu kilkunastu minut sięgnąć znacznie bardziej znanych elbańskich atrakcji, jak choćby Porto Azzurro, Capoliveri i Portoferraio. Czas w naszym domku na plaży płynął niespiesznie, wieczorami słońce zapraszało nas na kameralne spektakle, a każdego ranka brzegi zatoczki mieliśmy w całości tylko dla siebie. Naprawdę, trudno o lepszą scenerię do, przykładowo, autorefleksji, medytacji, spokojnej lektury, czy też… relaksującej duszę i ciało jogi.

Elba, Włochy 2016.

Z liną i bez na pomarańczowych klifach Elby

Na Elbie spędziliśmy w tym roku siedem obfitych dni. Chociaż płynąc z Piombino do Portoferraio myśleliśmy przede wszystkim o słońcu, morzu, plażach i błogim lenistwie, nie mogliśmy oczywiście przejść zupełnie obojętnie obok licznie występującej na wyspie, zaskakująco estetycznej skały. Na wspinaczkowe-boulderingowe rozpoznanie wybraliśmy fragment południowego wybrzeża między Seccheto i Fetovaią, który ślicznie zdobi wyrastający wprost z lazurowej wody, pomarańczowy granit. Symboliczna fotorelacja poniżej.

A o samej Elbie napiszemy ciut więcej niebawem. Nie ukrywamy, że naszym zdaniem ta mała toskańska wyspa to miejsce pod wieloma względami idealne na krótką, pozasezonową wyprawę.

Włochy 2016.

Jesienny wypad na południe, czyli z urlopu A.D. 2016 galeria pierwsza.

Długo czekaliśmy na ten wyjazd. O wiele za długo. Kilkanaście niepokojąco szarych miesięcy, jakie zdążyły upłynąć od naszej poprzedniej poważniejszej podróży wspominać będziemy jako dziwny, trochę męczący, pełen codziennego znoju okres, w którym naszą uwagę niebezpiecznie absorbowały rzeczy na swój sposób ważne, ale niestety wyraźnie przyziemne. Za dużo szpitali, rehabilitacji, zawodowych stresów i napięć, za mało głębokich oddechów, życia i pożywek dla ducha. Dopadł nas z tego wszystkiego nawet jakiś podróżniczy impas i do ostatniego dnia przed wyjazdem nie potrafiliśmy sprecyzować, czego naprawdę domagają się nasze ochoty i w którą w związku z tym stronę skierować powinniśmy maskę naszego samochodu. Ostatecznie wyszło dość spontanicznie. Podczas trzytygodniowej tułaczki na południe odwiedziliśmy pięć państw, w trzech z nich (Chorwacja, Słowenia, Włochy) zatrzymaliśmy się na co najmniej kilka dni, pokonaliśmy łącznie 4500 kilometrów samochodem i dodatkowo około 250 kilometrów piechotą, gościliśmy na dwóch wyspach (Pag i Elba), zwiedzaliśmy, chłonęliśmy, smakowaliśmy. Staraliśmy się znaleźć złoty środek między tak potrzebnym nam odpoczynkiem a tak oczywistą dla nas aktywnością. Było, jak zwykle, upojnie. Dużo dobrych, słonecznych chwil, do których pewnie będziemy wracać w przyszłości nie raz. Zanim jednak ostatecznie przebrniemy przez zasoby kart pamięci naszych aparatów, zanim wyselekcjonowane zdjęcia zaczną układać się w jakąś w miarę spójną, wartą opowiedzenia narrację, minąć musi trochę czasu. Chcąc tymczasem jeszcze przez moment w klimacie wakacji pozostać postanowiliśmy już teraz w naszym „albumie” opublikować pierwszy zestaw świeżo przywiezionych z południa obrazków.

Włochy, Słowenia, Chorwacja, wrzesień-październik 2016.