Na świeżo, na szybko, póki co bez obszerniejszego komentarza. Devendra Banhart, Jambinai, Brodka, Kaliber 44, TaxiWars, Jenny Hval i inni, czyli artyści katowickiego festiwalu OFF w naszych obiektywach. Część pierwsza.
Sierpień 2016.
Trochę świeżutkich zdjęć z Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze, najstarszej tego typu „imprezy” w Polsce. W ostatniej, trzydziestej czwartej już edycji organizatorzy zaproponowali publiczności nową formułę jako panaceum na lekki kryzys, który podobno od niedawna zaczął festiwalowi dokuczać. W „stolicy Karkonoszy” byliśmy pierwszy raz, nie wiemy więc jak bywało w poprzednich latach, ale tegoroczne święto teatrów można śmiało uznać za udane. Trzy dni na urokliwej starówce upłynęły w przyjemnej atmosferze, publiczność dopisała, pogoda poza kilkoma kapryśnymi momentami również, kilka widowisk zasłużyło na oceny naprawdę wysokie, a niekwestionowana gwiazda – niemiecka grupa Titanic – zaprezentowała widowisko („Symfonia pieca”) chyba najbardziej spektakularne ze wszystkich jakie na ulicach świata mieliśmy przyjemność dotychczas podziwiać. Do Jeleniej Góry wracamy za rok.
Lipiec 2016.
Wzięło nas na wspominki. Pokaźna porcja „archiwalnych” fotografii z naszych potyczek z humorzastą Królową Beskidów. Tym razem jednak masyw Babiej Góry nie wystąpi w roli głównej, lecz będzie tłem dla postaci ludzkiej. W sumie ponad dwadzieścia niepublikowanych jeszcze w naszym internetowym albumie, portretowych ujęć.
Masyw Babiej Góry 2010-2014.
Tychy to dziwne miejsce. Jakby pozbawione energii, trochę jałowe, leniwe i senne. W naszej opinii raczej mało atrakcyjne, zwłaszcza dla osób oczekujących, że ich lokalna ojczyzna będzie czymś więcej niż tylko przyzwoicie odmalowaną, względnie estetyczną i wygodną areną powszedniej gehenny. Zbyt wiele życia tu niestety nie ma. Jak to? Przecież tyle się dzieje? Przesada? No cóż, to prawda, że nasze samozwańcze „miasto kultury” w każdym sezonie swoim wygłodniałym mieszkańcom serwuje dziesiątki imprez, tyle że z niejasnych powodów autentycznej duchowej pożywki doszukać się w tym wszystkim zwykle nie sposób. Takie czasy? Taka polityka zarządców? A może takie zapotrzebowanie i taka kondycja społeczeństwa? Ciężko powiedzieć, w każdym razie mylenie rozrywki z kulturą, rzemiosła z twórczością, kiczowatego pikniku z ambitnym przedsięwzięciem nie jest tu wyjątkiem, lecz raczej tendencją dominującą. Kiedy więc raz na jakiś czas w zwykle nudnym, miejskim kalendarzu wydarzeń kulturalnych uda się komuś wyrysować świeżą, interesującą formę, trudno nie odczuwać z tego powodu zadowolenia. I tu właśnie przechodzimy do sedna. Całkiem bowiem niedawno, przez kilka wieczorów z rzędu mieliśmy okazję uczestniczyć (jako publiczność rzecz jasna) w plenerowych spektaklach prezentowanych w ramach świeżo powołanego do życia, tyskiego Festiwalu Teatrów Offowych ANDROMEDON i, co tu dużo gadać, na pewno nie był to czas stracony. Napięty, sierpniowy grafik pozwolił nam co prawda obejrzeć tylko trzy z przygotowanych widowisk („Babel” wrocławskiego Teatru Formy oraz „Ukryte” i „Golem Godula” tyskiego Teatru HoM), ale już na ich podstawie ośmielamy się wystawić festiwalowi ocenę bardzo dobrą. Może w zestawieniu z podobnymi inicjatywami ilość zaproszonych teatrów jeszcze troszkę skromna, może publiczność nie całkiem dopisała, ale wiemy jak trudne bywają początki, więc absolutnie nie zamierzamy krytykować ani narzekać. Organizatorom oraz aktorom bardzo dziękujemy i życzymy powodzenia w kolejnych projektach. A żeby obraz tego wartościowego wydarzenia zbyt szybko z pamięci nie uleciał, publikujemy w naszym „albumie” przykładowe zdjęcia.
Sierpień 2015.