Lauterbrunnen

Lauterbrunnen – przez wielu nazywana najpiękniejszą doliną w Szwajcarii. Z naszej perspektywy – najbardziej zatłoczony fragment tego cudnego kraju, jaki mieliśmy okazję odwiedzić. Wcześnie rano było całkiem przyjemnie, do godziny dziesiątej jeszcze zupełnie spokojnie, ale później już znacznie gorzej.

Szwajcaria, sierpień 2025.

Oeschinensee

Zwykle przed wyjazdem w nieznane nam wcześniej strony, korzystamy z licznych przewodników, ale wcale nie po to, żeby na ich podstawie stworzyć listę projektów pod hasłem „must see”. Odwrotnie, chodzi raczej o listę miejsc, które będziemy omijać. To bowiem, co najczęściej polecane nieraz nie jest ani odrobinę bardziej warte poznania niż inne atrakcje, a co gorsza, możemy być pewni, że w dobie masowej turystyki natrafimy tam na tłum. Nad niezwykle popularnym Oeschinensee znaleźliśmy się trochę przypadkowo – po prostu po kilkudziesięciogodzinnym załamaniu pogody to w tym rejonie najszybciej miało swoją buzię pokazać słońce. Ostatecznie wyszło dobrze, bo, jak się przekonaliśmy, legendy o uroku tego alpejskiego klejnotu nie są przesadzone. Uprzedzając ewentualne pytania – tak woda naprawdę ma tam taki kolor :)

Szwajcaria, sierpień 2025.

Lucerna wdzięku pełna

W szwajcarskiej Lucernie spędziliśmy zaledwie kilka godzin, więc z autopsji możemy powiedzieć o niej tylko tyle, że to żywe, autentyczne, zadbane, bardzo przyjemne dla oka osiedle, którego serce przecina urokliwa rzeka Reuss, że jego zabytkowa tkanka jest w znakomitej formie, słynne drewniane mosty naprawdę imponują, i że na Mühlenplatz kawa oraz słodkości smakują wybornie.

Szwajcaria, sierpień 2025.

Via ferrata Tälli

Podczas ośmiu dni spędzonych w Szwajcarii celowo zrezygnowaliśmy z wymagających projektów i typowo sportowych wyzwań, które pochłonęłyby jednorazowo zbyt dużo energii oraz czasu, kosztem innych przygód. Chcieliśmy cieszyć się możliwie najszerszym spektrum atrakcji. Odpuściliśmy tym razem wspinanie oraz trudniejsze szczyty. Sporo za to dreptaliśmy po wyżej i niżej położonych, mniej i bardziej znanych górskich zakątkach, chłonąc spektakularny krajobraz. Raz tylko wybraliśmy ciut bardziej techniczny teren. Nietrudna via ferrata Tälli, zdaniem wielu źródeł najstarsza tego typu droga w Szwajcarii, sprawiła nam mnóstwo przyjemności. Tym bardziej, że przez pół dnia byliśmy zupełnie sami, co w środku sezonu na alpejskich żelaznych perciach nie zdarza się raczej często.

Szwajcaria, sierpień 2025.

Nad Brienzersee

Głównym punktem naszego sierpniowego wypadu miała być słabo przez nas dotychczas poznana, niewidziana od ośmiu lat Szwajcaria, a przynajmniej skromna jej część. Główny „obóz” założyliśmy nad brzegiem urokliwego jeziora Brienzersee, co mocno wpłynęło na kształt całej szwajcarskiej przygody. Sielski, kąpielowy akwen ogniskował naszą uwagę nie mniej niż wysokogórskie zakątki, przyjemnie nas rozleniwiał :)

Szwajcaria, sierpień 2025.

Alpejskie tułaczki

Podobnie jak w poprzednich sezonach, w tym roku kilkanaście sierpniowych dni poświęciliśmy alpejskim krainom szukając nieznanych nam jeszcze krajobrazów, estetycznych pożywek, ale przede wszystkim szlaków, na których obcowania z przyrodą nie zakłóca nadmiar turystów. Fotograficznych pamiątek przywieźliśmy sobie sporo, zatem nasz internetowy album zdominują w najbliższym czasie obrazki z górskich i okołogórskich rejonów. Na początek dość ogólna, poglądowa galeria. Austria, Szwajcaria i Włochy. Alpy Sztubajskie, Alpy Sarntalskie, Dolomity oraz Berneński Oberland.

Sierpień 2025.

Alpejskie wspominki

By uciszyć tęsknoty za alpejskimi panoramami wygrzebaliśmy sobie kilka czarno-białych fotografii z naszego wrześniowego pobytu w przepięknym Valais

Szwajcaria 2017.

Na szwajcarskich szlakach vol.2

Zamykająca chyba ostatecznie temat naszego tegorocznego wypadu do przepięknej Szwajcarii, druga galeria obrazków z alpejskich szlaków kantonu Valais.

Wrzesień 2017.

Na szwajcarskich szlakach vol.1

Wyruszając do Szwajcarii wiedzieliśmy, że tydzień to zdecydowania za mało, by bliżej poznać tą cudnie pofałdowaną krainę. Postanowiliśmy więc, ignorując wszelkie kaprysy alpejskiej pogody i pomruki naszych niedoleczonych kontuzji, dobrze wykorzystać każdy dzień, każdą godzinę, każdą minutę. Na górskich szlakach spędziliśmy naprawdę dużo czasu, a na kartach naszych aparatów zapisało się całkiem sporo tułaczych pamiątek. Poniżej pierwsza ich część.

Valais, wrzesień 2017.

Skarby szwajcarskiego Valais

W graniczącym z Włochami i Francją, przepięknym krajobrazowo, szwajcarskim kantonie Valais na każdym niemal kroku spotkać można jakieś „naj”. Na powierzchni prawie dwa razy mniejszej niż najmniejsze polskie województwo znajdziemy między innymi: najdłuższy alpejski lodowiec, największą na świecie grotę lodowcową, najwyżej w Europie położoną stację kolejki linowej, największy na kontynencie kompleks termalnych kąpielisk, największe europejskie podziemne jezioro, najwyższą zaporę grawitacyjną, prawie pięćdziesiąt czterotysięczników, a wśród nich najłatwiejszy w Alpach – Breithorn i oczywiście najpiękniejszy – Matterhorn. A do tego wszystkiego standardowy zestaw górskich atrakcji, lazurowe jeziorka, estetyczne miasteczka, sielskie wioski, sporo śladów historii i hektary bujnej winorośli ślicznie zdobiącej zbocza mocno nasłonecznionych dolin. Nic dziwnego, że tydzień, który spędziliśmy w tym arcybogatym świecie wydał się nam wyjątkowo niepojemny.

 

Szwajcaria 2017.

Odyseja wrześniowa

Zacznijmy od końca, czyli od tego, że całkiem niedawno, po trzech tygodniach nieobecności w rodzimych stronach, zaparkowaliśmy wreszcie pod domem wyraźnie sfatygowany liczącą sobie grubo ponad pięć i pół tysiąca kilometrów drogą, mocno przeładowany wakacyjnymi wrażeniami samochód, co było kropką wieńczącą naszą wrześniową przygodę. Urlop A.D. 2017 zapamiętamy jako jeden z najintensywniejszych epizodów w z roku na rok coraz bogatszej historii naszych kontaktów z mniej lub bardziej obcymi krainami. Tym razem nasz szlak wiódł przez terytorium aż siedmiu państw, a w trzech z nich (Szwajcaria, Francja, Włochy) zdecydowaliśmy się zacumować na dłużej. Ustroniom znanym nam dotychczas tylko z opowieści i z literatury przyglądaliśmy się zarówno z dołu, jak i z góry, karmiliśmy zmysły sielanką alpejskich dolin, spacerowaliśmy między lodowcami, pierwszy raz na naszym kontynencie „cieszyliśmy się” dolegliwościami związanymi z wysokością 4000 m n.p.m., ale także wygrzewaliśmy kości w prowansalskim słońcu, a nawet zostawiliśmy kilka śladów na śródziemnomorskich plażach. Włóczyliśmy się, wspinaliśmy się, radowaliśmy się towarzystwem serdecznych ludzi. Odkąd drugiego dnia, po krótkim przystanku w Północnym Tyrolu, wylądowaliśmy w szwajcarskim kantonie Valais, w naszej drodze zaskakująco często towarzyszył nam Rodan. Poznaliśmy go jako niewielki ciek biorący swój początek w lodowcach Alp Urneńskich, przyglądaliśmy się, jak nabiera mocy i nawadnia bogate w wino okolice Sion i Martigny, jak wita oraz opuszcza Jezioro Genewskie, by po chwilowej rozłące spotkać go ponownie w pobliżu Arles i dać się mu poprowadzić do dzikiego Camargue, gdzie zmęczona ponad ośmiusetkilometrową tułaczką rzeka ostatecznie umyka do morza. Lepszych i gorszych zdjęć dokumentujących ten błogi czas powstało oczywiście sporo. Na początek ogólna galeria…

 

Szwajcaria, Francja, Włochy, wrzesień 2017.